Jak poinformowali dziennikarze serwisu “Road.cc”, w Wielkiej Brytanii z powodu dziur w jezdni ginie średnio jeden rowerzysta tygodniowo.
Coraz więcej wypadków z udziałem rowerzystów sprawia, że ich bezpieczeństwo staje się już przedmiotem międzynarodowej dyskusji. Eksperci zastanawiają się nad przyczynami tego stanu rzeczy, a media z przykrą regularnością donoszą o wypadkach z udziałem zawodowych kolarzy – czasami, jak w przypadku mistrza paraolimpijskiego, Kierana Modry – ze skutkiem śmiertelnym.
Doszukiwanie się winnych takiego stanu rzeczy momentami staje się wręcz kuriozalne – kierowcy zazwyczaj wskazują na zerowe umiejętności rowerzystów (co w przypadku niektórych może faktycznie być prawdą, lecz z drugiej strony – biorąc pod uwagę zawodowców w ogóle się nie broni), podczas, gdy ci drudzy wskazują na wyjątkowo nerwowe usposobienie pierwszych oraz ich przeświadczenie, że skoro poruszają się ważącą ponad tonę stalową bryłą, automatycznie “mogą więcej”.
Wynikające z tego dyskusje przypominają przytaczane od wielu lat te na temat wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą – dzielą, a niewiele wnoszą. Dlatego warto zwrócić uwagę na doniesienia “Road.cc”, bo rzucać mogą one nowe światło na sprawę – zwłaszcza u nas w kraju, gdzie nawierzchnie są w zdecydowanej większości gorsze, niż te na Wyspach.
O tym, jak niewiele potrzeba, by na nierównej drodze doszło do poważnego nieszczęścia wiedzą doskonale szosowcy. Dla jadącego z prędkością ponad 30 km/h kolarza, poruszającego się na oponach o szerokości poniżej 30 milimetrów spotkanie z każdą większą dziurą skończyć się może koziołkowaniem i w najlepszym wypadku – “szlifami”.
W Wielkiej Brytanii problem ten dostrzegły władze kolarskiej federacji, apelując do rządu o poprawę jakości dróg. U nas? No cóż… takiego ruchu raczej się nie doczekamy.
